Był środek nocy, gdy sportowy samochód przemknął przez centrum miasta. Na liczniku miał 220 km/h, lecz rozpędzić się mógł nawet do 300 km/h. Jego srebrna karoseria lśniła w blasku ulicznych latarni. Ryk dwunastocylindrowego silnika o mocy 650 KM rozniósł się echem po uśpionych ulicach.
Samochód takiej klasy był rzadkością. Nielicznym, którzy nie spali tamtej nocy, udało się go zobaczyć. Chwilę potem już go nie było. Rozpłynął się w mrokach nocy. A razem z nim owinięty szarym papierem pakunek, leżący na miejscu pasażera. Ważył nie więcej niż kilkaset gramów, lecz był niezwykle cenny.
Kierowca szybko zerknął w jego stronę. Nie zamierzał dać się zatrzymać z tym pakunkiem pod żadnym pozorem. Wiedział, jaka była jego zawartość. Unikatowa chińska figurka z V wieku p.n.e. Bezcenna. Skradziona ze zbioru jednego z muzeów. Poszedłby prosto do więzienia.
Ścisnął mocniej kierownicę i docisnął pedał gazu. Był coraz bliżej celu podróży. Czekał na niego prywatny kolekcjoner, gotowy zapłacić za chiński artefakt niewyobrażalną sumę pieniędzy.
Czy taki scenariusz, jak przedstawiony wyżej, jest realny? Sądzę, że tak. Nielegalny rynek sztuki przynosi wiele miliardów dolarów dochodu rocznie. Dzieła sztuki pochodzą zwykle z kradzieży, przemytu, czy nielegalnych wykopalisk. Często zdarza się, że są fałszowane i to w tak doskonały sposób, że potrzeba kilku ekspertyz, żeby ustalić prawdę.
Nie ma wątpliwości, że handel dziełami sztuki jest niezwykle intratny.
Joanna Orda
fot. PublicDomainPictures